Manat niemal całe swoje życie spędza pod wodą, a bez niej potrafi wytrzymać maksymalnie trzy doby. Dlatego transport tego zwierzęcia z niemal drugiego końca świata wymaga niezwykle precyzyjnej logistyki, doskonałej organizacji i zaangażowania zespołu doświadczonych kierowców i weterynarzy.
Wielki ładunek i wielkie wyzwanie
- Sprowadzenie dwóch samic manata karaibskiego z Singapuru planowane było od zeszłego roku, udało się w tym. To bardzo skomplikowane i kosztowne przedsięwzięcie, nie tylko ze względu na masę i rozmiary manatów, ale również na fakt, że to zwierzęta wodne. Oznacza to, po pierwsze, bardzo trudny załadunek i rozładunek, bo jeden manat w transporcie to 1500 kg, przy czym zwierzę waży tylko 1/3 tej wagi. Po drugie dodatkowa trudność leży w ich biologii. Manaty są bardzo wrażliwe na zmianę warunków zewnętrznych, dlatego musieliśmy zapewnić im ściśle określone warunki podczas transportu - minimum 22 stopnie Celsjusza i 58% wilgotności. To z kolei wymagało odpowiedniego i szybkiego transportu - mówi Monika Kaczkowska, specjalista ds. marketingu wrocławskiego ZOO.
Na warszawskim Okęciu manaty znalazły się po niemal 13h lotu, który spędziły w specjalnej skrzyni wyłożonej wilgotnymi gąbkami. Później czekała je znacznie krótsza, ale nie mniej skomplikowana droga do Wrocławia. Do transportu wrocławskie ZOO postanowiło wykorzystać doświadczenie firmy „Waldek" Pałys, która już od 20 lat specjalizuje się w przewozie piskląt jednodniowych. We flocie firmy znajduje się niemal 30 pojazdów, w tym m.in. ciągniki Volvo FH i naczepy firmy Heering, wyposażone w nowoczesny system klimatyzacji. Bezpośrednio z kabiny, kierowcy mogą w każdej chwili zmienić poziom wilgotności i temperaturę wewnątrz naczepy i dostosować ją do potrzeb przewożonego zwierzęcia.
Udany wyścig z czasem
W trasę z Warszawy do Wrocławia kierowcy nie wyruszyli sami. Wspierał ich 8-osobowy zespół składający się m.in. z 4 weterynarzy. Przez cały czas śledzili oni parametry życiowe manatów i decydowali kiedy wstrzymać transport i sprawdzić stan przewożonych zwierząt. W czasie transportu manaty były także wielokrotnie nawadnianie, dzięki czemu znacznie lepiej zniosły trudy podróży.
Kilka godzin później dwie samice w wieku 11 i 4 lat dołączyły już do kolegów - Armstronga i Gumle, którzy zamieszkują wrocławskie Afrykarium. Abel i Ling, bo tak nazywają się nowe „manatki", zostały sprowadzone do Polski, w celu podtrzymania tego coraz rzadszego i zagrożonego gatunku.
- Zrobiliśmy to dla dobra populacji. By zachować wartościowe geny należy krzyżować osobniki ze sobą niespokrewnione. Staramy się zapewnić przetrwanie gatunku w hodowli zachowawczej jaką prowadzą ogrody zoologiczne, bo populacja w środowisku naturalnym ma na to coraz mniejsze szanse. Dlatego właśnie podjęliśmy ryzyko transportu samic z „drugiego końca świata". Oczywiście wcześniej bardzo dokładnie się do akcji przygotowaliśmy. Dzięki temu, załadunek, transport i rozładunek manatów udało nam się zamknąć w ciągu zaledwie 35 godzin. Zwierzęta są już prezentowane w jednym z basenów Dżungli Kongo - dodaje Monika Kaczkowska.
Raz pisklęta, raz manaty
Transport manatów został przeprowadzony niezwykle szybko i efektywnie, dzięki ogromnemu doświadczeniu pracowników firmy „Waldek" Pałys, którzy każdego dnia pokonują setki kilometrów samochodami ciężarowymi Volvo z serii FH, przewożąc pisklęta jednodniowe i jaja wylęgowe. - To bardzo delikatny i niezwykle trudny transport, którym na taką skalę zajmuje się niewiele firm w naszej części Europy. Pisklęta i jaja przewozimy nie tylko na obszarze kraju, ale także do Francji, bliskiej Afryki, czy Azji - daleko na Wschód od Moskwy. Obsługujemy także wszystkie największe lotniska w Europie: Paryż, Frankfurt, Amsterdam - wylicza Marcin Pałys, właściciel firmy.
Jego flota składa się niemal z 30 pojazdów. Każda naczepa może pomieścić do 120 tys. sztuk piskląt, jednak średnio przewozi ok. 80 tys. malutkich kurczaków. - Każdy ciągnik wykonuje ok. 4 tras w miesiącu. Co powoduje, że w ciągu 30 dni jesteśmy w stanie przewieźć ponad 8 milionów piskląt - mówi Pałys.
Niezawodny pojazd to podstawa
Wyjątkowy transport wymaga od pracowników Marcina Pałysa wyjątkowej i niezawodnej floty pojazdów. - Postawiliśmy na ciągniki siodłowe Volvo, głównie ze względu na trudy transportu na Wschód. Inne samochody nie wytrzymywały wyjazdów do dalekiej Rosji. Miały zbyt twarde zawieszenie, które nie sprawdzało się na trudnych drogach i nie nadawało się do delikatnego ładunku - mówi Marcin Pałys.
Wtóruje mu Tomasz Walczak, przedstawiciel handlowy Volvo Trucks, który podkreśla, że klienci Volvo Trucks oprócz bardzo wygodnych, komfortowych i bezpiecznych pojazdów, mogą liczyć także na kompleksowe wsparcie serwisowe. - Ze względu na dużą moc, ogromną uniwersalność, znakomite parametry użytkowe i niski poziom zużycia paliwa, Volvo FH to jeden z najczęściej wybieranych modeli ciągników siodłowych na polskim rynku. Seria FH to także m.in. ułatwiający prowadzenie pojazdu aktywny układ kierowniczy, przestronna i komfortowa kabina, czy najnowocześniejsza skrzynia biegów I-Shift. Firma "Waldek" Pałys, która niedawno zakupiła kolejne dwa Volvo FH w edycji Fuel & Performance, zdecydowała się również na Złoty Kontrakt Serwisowy, obejmujący m.in. błyskawiczną naprawę pojazdu z gwarancją czasu naprawy i ochronę pojazdu w trakcie eksploatacji. Takie połączenie to gwarancja ciągłości dostaw i bezpieczeństwa przewożonego ładunku, o który nie musieli się niepokoić także przedstawiciele wrocławskiego ZOO - tłumaczy Tomasz Walczak.
Naczepa do zadań specjalnych
Doskonałym uzupełnieniem ciągników siodłowych Volvo są naczepy firmy Heering, która od lat specjalizuje się w dostarczaniu trwałych rozwiązań w zakresie transportu żywych zwierząt. Dziś, dzięki innowacyjnym systemom technologia dostarczana przez Heering pozwala transportować pisklęta nawet na bardzo duże odległości bez konieczności częstych przystanków. - Kiedyś takie przewozy można było realizować tylko w nocy, a co kilkadziesiąt kilometrów trzeba było się zatrzymywać, by sprawdzić kondycję zwierząt. Dziś nie jest to konieczne. W każdej chwili możemy zwiększyć lub zmniejszyć temperaturę lub zmienić poziom wilgotności. To podnosi komfort naszej pracy na zupełnie inny poziom - wskazuje Marcin Pałys. Dodaje jednak, że choć nowoczesna i bezpieczna flota ma ogromne znaczenie w prowadzonej przez niego działalności, to wciąż kluczowy pozostaje czynnik ludzki. - To bardzo specyficzny rodzaj transportu, do którego nie można wyznaczyć przypadkowych kierowców. Nasi kierowcy przechodzą specjalne dodatkowe szkolenie, a we wszystkie trasy jeżdżą w podwójnej obsadzie. Muszą nie tylko dojechać z punktu A do B, ale także cały czas czuwać nad poziomem temperatury i wilgotności oraz niezwykle delikatnie i precyzyjnie prowadzić pojazd. Właśnie dlatego w naszym zespole od lat jeżdżą niemal Ci sami ludzie, którzy świetnie znają się na swojej pracy i nie boją się kolejnych wyzwań, takich jak m.in. przewóz manatów. Trudno z resztą oczekiwać, by w najbliższym czasie przytrafił nam się bardziej spektakularny ładunek - podsumowuje Marcin Pałys.