Jesteśmy w Svolvær, jednym z położonych najdalej na północ miast świata, by spotkać się z kierowcą Kenem-Markiem Vatnfjordem. Ken-Marek zazwyczaj jeździ na trasach długodystansowych. Dziś jednak zabiera nas w drogę na skraj Lofotów, do odległego o 120 km Reine, dokąd udaje się po ładunek ryb. Tutejsze drogi przemierzał wielokrotnie, w trudnych warunkach atmosferycznych i podczas nocy polarnych. I chociaż zbytnio się nie martwi, podczas złej pogody zawsze myśli o bezpieczeństwie.
– Nie mogę być na sto procent pewien, że wrócę do domu. To jedne z najniebezpieczniejszych dróg i w każdej chwili coś może się zdarzyć, jak już wcześniej bywało. Podejmujemy środki zapobiegawcze, zwłaszcza gdy wiadomo, że pogoda ma się pogorszyć, ale nie można tak po prostu się zatrzymać. Naszym zadaniem jest transport ryb oraz dostawy niezbędnego zaopatrzenia dla tutejszych mieszkańców. Musimy to robić także wtedy, kiedy wszyscy inni pozostają w domach – mówi Ken-Marek.
Ostrożności nigdy za wiele. Tu jest naprawdę niebezpiecznie.
Ken-Marek opuszcza Svolvær i udaje się na zachód drogą E10. Pierwszy tunel jest wąski i ma niskie ściany, więc musi go pokonać prowadząc samochód środkiem jezdni. Za zjazdem prowadzącym do Henningsvær, jednej z najbardziej znanych wiosek rybackich na Lofotach, zwalnia. Dobrze pamięta niedawny, tragiczny wypadek, do jakiego doszło w tym miejscu, gdy duński kierowca samochodu ciężarowego, prawdopodobnie pokonując zakręt ze zbyt dużą prędkością, wypadł z drogi i przebijając bariery ochronne, spadł do morza. Owego feralnego dnia droga była mocno oblodzona. Pojazd ściął barierę na odcinku 100 metrów, a jego kierowca zginął.
– Naczepa zerwała się, po czym uderzyła w kabinę kierowcy i zepchnęła ją do wody. Po tym wypadku droga została poszerzona, a bariery wzmocnione, ale ostrożności nigdy za wiele. Tu jest naprawdę niebezpiecznie.
Ken-Marek dorastał w Sarpsborgu, w południowej Norwegii, ale przeprowadził się na północ, gdy zachorowała jego babcia, mieszkająca w Svolvær. Podjął pracę w miejscowym hotelu, gdzie wkrótce potem poznał swoją miłość Anne Helen, dyrektorkę hotelu. Mimo że para przez rok mieszkała na południu kraju, Ken-Marek ucieszył się na powrót na północ, gdy dostał pracę jako kierowca długodystansowy.
Było to w roku 2007. Obecnie Ken-Marek, Anne Helen i ich syn Kasper mieszkają w Svolvær, niedaleko terminalu, gdzie znajduje się siedziba Thors Varetransport, firmy w której Ken-Marek pracuje.
– Nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego. Wiem, że wielu ludzi wykonuje ten zawód dla pieniędzy, lecz dla mnie bycie kierowcą długodystansowym to styl życia, który mam zakodowany w genach.
Przybywamy do osady rybackiej Reine, jednego z najpiękniejszych miejsc na całym archipelagu. Mieszka tu 330 osób, z których większość pracuje na kutrach lub w przetwórni ryb. Ken-Marek zabierał stąd ryby niezliczoną ilość razy.
Nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego. Wiem, że wielu ludzi wykonuje ten zawód dla pieniędzy, lecz dla mnie bycie kierowcą długodystansowym to styl życia, który mam zakodowany w genach.
– Tu, w miejscu załadunku dość łatwo zawraca się samochodem ciężarowym. Za to znacznie większe wyzwanie stanowi prowadząca tutaj droga. Jej szerokość jest wystarczająca tylko dla pojedynczego samochodu osobowego, a z powodu licznych zakrętów nie ma barier ochronnych. Woda podchodzi pod sam asfalt. Najmniejszy błąd i lądujesz w morzu.
Ken-Marek mówi nam, że cieszy się, że firma, w której pracuje, utrzymuje bliskie relacje z Volvo oraz że jego samochód ciężarowy wiele dla niego znaczy.
– Został zarejestrowany tego samego dnia, w którym urodził się mój syn. Była więc podwójna okazja do świętowania.
Dziś jednak, wyjątkowo, Ken-Marek nie siedzi za kierownicą swojego samochodu. Zamiast tego testuje jeden z najnowszych nabytków firmy: Volvo FH 540 wyposażone w nową skrzynię biegów I-Shift Dual Clutch. Jak sam mówi, to dość dziwne uczucie, gdy nie słychać zmiany biegu.
– Tak działającej skrzyni biegów nie posiada nawet mój prywatny samochód. Jednocześnie moc samochodu ciężarowego jest wyraźnie odczuwalna – dla nas, kierowców, to ważna cecha przy złej pogodzie. Nie ulega wątpliwości, że ta nowa technologia ułatwia nam pracę. Dzięki niej jesteśmy bezpieczniejsi i możemy przewozić ładunki przez cały rok.
Jedziemy mostem Gimsøystraumen. To jedno najbardziej wietrznych miejsc na Lofotach. Dzisiaj wieje lekka bryza, ale Ken-Marek jeździł już tędy przy wietrze wiejącym z prędkością ponad 30 m/s, gdy most był formalnie zamknięty.
– Przewoziłem wyjątkowo ciężki ładunek, więc sądziłem, że wszystko będzie w porządku. Nagle wiatr podniósł wycieraczki przedniej szyby, połamał osłonę przeciwsłoneczną i zaczął spychać cały zestaw drogowy. Musiałem kontrować kierownicą, żeby utrzymać pojazd na moście. Nie spanikowałem, choć przyznaję, że byłem trochę zaniepokojony. Na szczęście, wszystko dobrze się skończyło. Drugi raz tego nie zrobię – deklaruje Ken-Marek.
Zaczyna się ściemniać, a my wciąż jeszcze nie dotarliśmy do Svolvær. O tej porze roku dni są krótkie. Między 7 grudnia a 5 stycznia słońce nigdy nie wschodzi. Panuje wówczas noc polarna.
– W tym czasie nigdy nie można się odprężyć. Drogi są węższe, zaspy śnieżne wyższe i przez całą dobę jest ciemno. Cieszę się jazdą, lecz nie mogę stracić czujności. Widziałem już jak samochody ciężarowe „łapią pobocze” i przewracają się.
Firma, w której pracuje Ken-Marek, dobrze wie, jak postępować, gdy sprawy przybierają zły obrót.
– Pod tym względem, naprawdę podoba mi się podejście mojego szefa. Najważniejsze jest nie to, ile czasu zajmuje dojazd, lecz to, żeby dojechać bezpiecznie. Dotychczas nie mieliśmy w firmie żadnego poważnego wypadku. Uważam, że jest to zasługą właściwego podejścia, ale także świetnych samochodów ciężarowych, jakimi jeździmy.”
Wreszcie jesteśmy w Svolvær. Długi dzień dobiegł końca. Tym razem obyło się bez problemów. Teraz samochód ciężarowy trzeba jeszcze rozładować i zaparkować, zanim Ken-Marek będzie mógł przez chwilę pogawędzić z kolegami, którzy wciąż są w pracy.
– Miło jest powracać do terminalu Svolvær po wielu godzinach spędzonych w drodze. Dopiero wtedy wiem, że wkrótce zobaczę swojego syna Kaspera, który zawsze czeka na mnie w domu.
Europejska trasa E10, dawniej zwana drogą króla Olafa V, prowadzi z Lulei w Szwecji do Å w Norwegii. Na odcinku od Svolvær do Reine na Lofotach droga jest kręta, a jej szerokość nie przekracza 6 m – w niektórych miejscach wynosi zaledwie 5 m. Droga jest jedną z 18 norweskich narodowych tras turystycznych.
Model: Ciągnik siodłowy Volvo FH540 6x2, rocznik 2015, z naczepą Krone.
Cechy: I-Shift Dual Clutch i Aktywny Układ Kierowniczy Volvo
Silnik: 13-litrowy, 6-cylindrowy silnik wysokoprężny, 540 KM – 2600 Nm.
Zadania transportowe: Transport ryb i produktów spożywczych na obszarze Lofotów i całej Norwegii. Przebieg do 150 000 km rocznie.